niedziela, 28 lutego 2010

Dzień lenistwa i refleksji - na lenistwie czas mija szybko, na refleksji się dłuży. O cudowna równowago umysłu!

***
do czarnego się przybliża
znika z powiek
zasłania się dłonią przed ciosem
jak w wielkiej powodzi
po pas, po czoło w ciemności,
po wysokość gorączki

w malignie od światła wciąż dalej
w najniższych tonach piekła
zastyga w ogniu,
zamarza płomieniem

cisza przeklęta



MATRIOSZKA


Kogóż mi jeszcze odebrać przyjdzie
z tej idiotycznej stacji
zakurzonej wspomnieniami?
Ile razy wychodzić
po nieczekane dłonie?
Skąd popłyną następne
ciężkie od obietnic
krople gorącej czekolady
we wmuszanym w siebie deserze?
Kto zrealizuje
czeki bez pokrycia
na miłość i wierność?
Który magazyn przyjmie na przechowanie
wypłowiałe słowa,
używane uściski
i dziurawe pocałunki?

Co mogło być dane
wyczerpało się dawno.
Lalka jest pusta w środku,
najmniejsza jej z jej części,
ta bez detali,
odeszła ostatnia.

sobota, 27 lutego 2010

sól na wargach

Nie zamierzam stwarzać świata. Jeden już jest... wystarczy.
Nie potrafię kreować rzeczywistości słowem. Nie potrafię jej nawet nazywać. Może odrobinę umiem przeczuwać...
Świat zbudowany z zapachów, wspomnień, dotyków i dźwięków. Wszystko moje, ale nie przeze mnie budowane.
Dzisiaj czekam. Nicierpliwiej. Czy to tylko czekanie, czy już szukanie - te moje próby?
Zamykanie się w okrągłych kroplach opowieści jest jednocześnie więzieniem i ucieczką. Czuję, jak słowa mnie zniewalają, dmuchając jednocześnie mocno w moje żagle.
Słowa są słone - smakują potem i łzami. Od słodkich psują się zęby, wszystko się psuje, uczę się ich unikać. To sól konserwuje i chroni. Posypana na świeżą ranę pali - ale sprawia, że CZUJĘ. A dodatkowo podnosi ciśnienie. Tego mi trzeba - wysokich wartości przeżywanych chwil, mierzonych w hektopaskalach doznań.

***
dźwiękiem jestem
w głuchym uchu
obijam się otępiałymi zmysłami

nie pożądam harmonii...
rytmu...
melodii...

chcieć słyszalności
wystarczy -
by cierpieć

czwartek, 25 lutego 2010

odwilż...

jakoś łatwiej mi ostatnio, zaprzyjaźniam się znów ze słowami, umawiamy się... podczas randek jeszcze nieco skrępowani, ale już pękają lody... w końcu znamy się od tak dawna, wystarczy nam tylko spojrzeć na siebie i już zaczynamy prześcigać się w pomysłach, ja i one... znowu razem

***
wieszaliśmy je na złotych niciach
zrzucaliśmy z jasnych szczytów
wkładaliśmy sobie w dłonie
dotykaliśmy nawzajem swoich
SŁÓW

stąpaliśmy po nich lekko
wydeptywaliśmy w śniegu
wkładaliśmy sobie w usta
czerpaliśmy wzajem ze swoich
ODDECHÓW

zagraliśmy o nie w karty
złączyliśmy je milczeniem
wkładaliśmy sobie w listy
przenikaliśmy się wzajem swoim
PRAGNIENIEM

oddaliśmy je bez walki
zdmuchnęliśmy z ciemnych gwiazd
wyjęliśmy sobie z serca
pozbawiając się nawzajem swoich
SZANS

środa, 24 lutego 2010

z chłodu powstałeś... czyli pisanie smutkiem

***
tam stoję
widzisz?
duże oczy i małe dłonie
obolałe
czekaniem

tam stoję
widzisz?
kamienie rzucam w wodę
kręgi słów
rozchodzą się powoli

tam stoję
widzisz?
pochylona
było gdzieś
czego już nie ma nigdzie



***
wszedł
nawet nie zapukał
wszedł
wszystkie kąty wypełnił cieniem
natychmiast
bez zbędnych ostrzeżeń

jego cicha obecność sprawia
że w ciszy jestem sama
powoli odchodzę w siebie
z nim

już wszedł...



***
skrzydła, piórka, płatki śniegu
łaskoczą łaską twojego oddechu
obejmij mnie - te słowa mieszczą nas oboje
przytul mnie do siebie słowem


poniedziałek, 22 lutego 2010

droga bez dna

Dzisiaj myśli krążą tam, gdzie chciałoby być ciało. Tęsknię za ciepłem... Nie jest to nawet kwestia zimy, tylko chłodu wewnątrz... smutku... czasu, kiedy wszystko co jest, jest brakiem tego, czego się tak bardzo chce... Bóle fantomowe...

sobota, 20 lutego 2010

dirty dice

Słowo na dziś konflikt... słowo na zawsze dylemat...
Zbiór Dziwacznych Osobowości, uroczo samych siebie nazywających Indywiduami i całkiem przyjemnie spędzone - dzięki Nim - kilka godzin pracy. A praca na konflikcie i stąd u Kota znów zmaganie, znów zapasy myśli. Na prowadzenie wybija się [sic!] tył głowy, gdzie każdy konflikt siedzi. Tył broni swoich racji i twierdzi...
Czy rodzajem schizofrenii jest twierdzić, że każdy konflikt z Drugim, jest konfliktem z sobą Samym? skutek i przyczyna każdego zmagania, wszystko to źródło ma w głowie. Naszej - nie Drugiego (Drugi ma swoje, nam do tego nic zupełnie). Ale i tak pociecha to marna. Bo gdyby brały się konflikty od Drugich - i tak Sami nie mielibyśmy na to wpływu. Skoro biorą się z nas Samych - biorą się z jakiegoś powodu - ważniejszego powodu, niż taki, że konfliktów być nie powinno (***to przód głowy wrzuca swoje, nikt go już nie słucha). Bo to powód marny, błędny powód. Powinno być ich jak najwięcej, powinny w głowie się mnożyć, panować, panoszyć się właściwie. Bo nas stwarzają, bo napędzają, utrzymują przy życiu. Ciągła walka, odwieczny dylemat...


Pomieszane? Może Katie wyjaśni

wtorek, 16 lutego 2010

głos zza grobu...

Mail w skrzynce - już sam nadawca wprawił mnie w osłupienie,a lektura ów stan pogłębiała... człowiek, którego już nie pierwszy raz próbuję wymazać ze swojego życia (z naciskiem na PRÓBUJĘ, bo jak dotąd ani razu mi nie wyszło) oznajmia mi, że pomimo, iż zachował się jak totalny dupek (to moje słowa, on jest wobec siebie łagodniejszy, jak zwykle), wcale nie jest dupkiem i tylko mi się tak wydaje, bo widzę tylko jego zachowanie, a on przecież nie jest taki, jaki jest z zachowania... Czy tylko ja dostrzegam tu absurd?
Człowiek, którego próbuję mieć w ... odstawce, mówi mi, że ma mnie wciąż w głowie i sercu, mimo iż tego nie okazuje ani jednym gestem od tygodni. Mówi mi, że jestem ważna, i to nawet cholernie. No tak, to w pewnym sensie definiuje mi to, czego do tej pory nie rozumiałam, bo nie rozumiałam, jak ktoś ważny może być tak traktowany, tak lekceważąco i okrutnie, teraz już wiem: jak jesteś tak traktowany, to znaczy, że jesteś cholernie ważny; jak ktoś Cię olewa i nazywa to przyjaźnią, oznacza, że jesteś cholernie ważny; gdy ktoś wie, że chcesz pogadać z przyjacielem, bo Ci źle, ale mówi Ci, że jest zmęczony i musi się wcześniej położyć, to znaczy, że jesteś dla niego kimś cholernie ważnym; gdy nie widzieliście się cały miesiąc i chcesz w końcu się spotkać, bo tęsknisz, bo Ci zależy, a ten ktoś uważa, że wywierasz na nim presję namawianiem do spotkania, to znaczy, że jesteś cholernie ważny. I jest jeszcze parę innych zasad w tym zakresie, ale bolą, CHOLERNIE. To taka krótka lekcja rozumienia tzw, "przyjaciół", gdybyście spotkali kogoś takiego na swojej drodze, czego jednak naprawdę, z całego serca Wam nie życzę.
Everybody lies just like you said, Mr House...

Tom Waits dodaje coś od siebie... w interpretacji Kazika:

niedziela, 14 lutego 2010

kociątka :)

Słowo na dziś to dzieciaki :) a to dlatego, że dzisiaj w kociej norce rozrabiały dwa małe kociaki. Efekty? Piękny obrazek domku przyczepiony do lodówki, 3 ułożone puzzle, popsuta myszka [sic!] i "wypompkowany" na szafkę krem do rąk w dużych ilościach... I cudowne uczucie towarzyszące zawsze moim spotkaniom z tymi nicponiami. Są fantastyczni. Xi uśmiecha się bosko tymi swoimi pyzatymi polikami i robi najcudowniejsze miny świata, szczególnie, gdy coś kombinuje, a doskonale wie, że nie powinien :D Bakugan z kolei powalił mnie dziś swoją ambicją - otóż na mojej podłodze leżą niedokończone puzzle - 3 tysiące kawałków, z czego ułożone jakieś 250 (:/), Bakugan długo się koło nich kręcił, po czym stwierdził, że chce je układać, znów się pokręcił i chyba przemyślał sprawę ponownie, bo zaproponował mi deal "Ty mi będziesz podawać, a ja będę układać", chwilę trwały próby tłumaczenia mu, że to bardzo trudne, że ja sama nie daję im rady itd. A Bakugan na to uśmiecha się i mówi mi "Ale nie będziesz sama układać, razem ułożymy". No i ułożyliśmy 3 (ile to promili???), ale jaką przy tym mieliśmy frajdę :D

Kolejny kociak, który dzisiaj mnie odwiedził, za dwa tygodnie kończy 18 lat, a ja wciąż pamiętam, jak był wielkości Xi albo Bakugana. Otóż jest to kolejna refleksyja dnia dzisieyszego (tak, tak - zamierzona archaizacja języka, luźno powiązana z tematem :P). Pamiętam malucha, a dziś muszę się wspinać na palce, żeby obdarować Go ciocinym buziakiem. Zaczynam rozumieć wszystkie ciotki, które zawsze mówiły "Ojej, ale ty urosłaś!", bo mnie się też to co chwila ciśnie na usta. Cholera - to starość, czy tylko dojrzałość, a może po prostu naturalny etap??? W każdym razie rozumiem już na czym polega konflikt pokoleń - dorosłym jest wstyd, że sami robią dziś to, co kiedyś wkurzało ich u ich starych, ale już znają motyw i nie potrafią się powstrzymać przed robieniem tego. Dzieciaki jeszcze nie wiedzą, że kiedyś perspektywa im się zmieni i wydaje im się, że starzy są głupi i nie kumają życia. Generalnie żadne z nich nie jest do końca pewne, jak to jest z tym drugim, więc na wszelki wypadek nie próbują się dowiedzieć i tłumaczą to różnicą wieku.

Na koniec wspominki z czasu, gdy kotek nawet nie spodziewał się, że kiedyś będzie dużym kotem

sobota, 13 lutego 2010

Kot w lesie

Słowo na dziś to drzewo. Bo dziś trochę społecznej propagandy. Nie wiem, jak Was, ale mnie wkurza to jak wiele papieru przepływa dziennie przez nasze ręce i jak wiele z niego marnuje się zupełnie niepotrzebnie. Niby można to ograniczać. Można. Kocim zwyczajem jest drukowanie dwustronne tego, co się da i wykorzystywanie czystych stron po tych, którzy jednak wolą jednostronnie. Tyle że sterta tego papieru odłożonego do wykorzystania wciąż rośnie, a u mnie rośnie poczucie winy i bezradności. Nie jestem, broń Boże, żadnym wojującym ekologiem. Nie jestem nawet niewojującym. Jestem ekologiem-egoistą. Martwię się tylko o to, na czym mi osobiście zależy. Powietrze podobno przydaje się do życia - nawet kotu - ale jakoś nie umiem uwierzyć, że kiedyś go zabraknie, więc powietrze schodzi na plan dalszy. z prądem jest sprawa inna - ten to dopiero mi potrzebny - ale dlatego, że potrzebny, eksploatuję go nadmiernie. Nie, prąd nie pasuje do mojej teorii, zostawmy go w spokoju. Następna jest woda...nie, woda należy do tej samej kategorii, co prąd, więc pomyłka.
********* Kota należy przywołać do porządku, bo kot się zgubił trochę w tym lesie...Hmmmm..., co ja tu robię miedzy tymi drzewami. Aaaaaa, tak, miało być o drzewach. Moja egoistyczna ekologia odnosi się do drzew w szczególności. Drzewa są bliskie, są ważne, są niezastąpione. Między drzewami można kluczyć godzinami, można się na nie cały dzień gapić i można się przytulić. I dlatego w kocim świecie nie może drzew zabraknąć. I dlatego kociemu sercu los drzew jest szczególnie bliski. I dlatego kot publicznie pozwala sobie na propagandę pseudoekologiczną.
Otóż dziś posadził kot drzewo i Was prosi o to samo - posadźcie choć jedno i dbajcie o nie, aż urośnie. Po prostu...
Drzewo wprawdzie wirtualne, ale... gdzie jesteśmy jak nie w wirtualnym świecie - tu też drzew nie brakuje i brakować nie powinno. A wirtualne staną się realne dzięki akcji Posadź Drzewo 2.0.

piątek, 12 lutego 2010

demaskacja

Kot naiwnie wierzył w anonimowość. Cały jeden dzień się udało, pierwsza ofiara już jest, tylko patrzyć, jak przybędą następne... Eh... człowiek, tzn kot nawet w sieci ukryć się nie może...
Zresztą nieważne. Dziś nie myśleć. Przy piątku się nie myśli. Myślenie w piątek nie ma sensu, przecież cokolwiek pomyślisz, piątkowe szaleństwo sprawi, że zapomnisz. No chyba, że jak kot planujesz leniwy wieczór na kanapie, w tej sytuacji niemyślenie to niezła ekwilibrystyka...

Słowo na dziś pokusa. Właściwie słowo jest trochę na dziś, a trochę z wczoraj, bo jeszcze spływa gdzieś po palcach lukier z wczorajszych pączków. No bo wczoraj wszyscy tylko pączki i pączki a kot się musiał bronić, bo nie lubi pączków, faworka zjadłoby się, owszem, ale jakoś nikt nie dzielił.
Ale miało być o pokusie. Mack powiedział mi, że najlepszy sposób, by pokonać pokusę, to jej ulec. Ciekawe, czy sam to wymyślił... A kot pokusom nie ulega, kot jakiś mało spontaniczny, jakiś ostrożny, jakiś uważny, jakiś płochliwy. Niby z życia korzysta, ale najchętniej to leżąc na zapiecku i ogonem lekko bujając...
No tak, lepiej było nie myśleć...:/

Tymczasem z innej beczki, ale też o pokusie: Ciekawi ludzie, ci Szwajcarzy. Podczas gdy inni ukrywają swoje grzechy, oni dodają do nich likieru, opakowują w sreberka, przewiązują wstążeczką i sprzedają za duże pieniądze (Carlos Ruiz Zafon "Marina").
Wniosek - nieważna pokusa, ważne co z nią zrobisz a jeśli zgrzeszysz, wystarczy, że to dobrze sprzedasz i jesteś rozgrzeszony. Chyba.

czwartek, 11 lutego 2010

na początku było...

Kot naczytał się cudzych blogów i kocim życzeniem jest mieć bloga własnego. Zapał pewnie jak zwykle słomiany, ale przez chwilę będzie ładnie wyglądało. I samopoczucie kot będzie mieć od tego lepsze, a może gorsze, to się jeszcze zobaczy. Bo co z tego, że jedna M mówi mi, że fajnie piszę, a druga M gratuluje lekkości pióra. Pióro może lekkie, ale paluchy na klawiszach już mniej, a głowa ciąży od niechcianych myśli. No dobrze, czasem chcianych, ale kto powiedział, że chciane przeze mnie, znaczy chciane przez innych? Nikt. I ja też się nie ośmielam. ale jestem kotem na tyle zuchwalym, by oddać Twym oczom, Czytelniku, swoje ciężkie myśli. Cokolwiek się stanie - Twoje ryzyko, choć odpowiedzialność - moja. Cokolwiek się stanie - zawsze możesz zamknąć okienko, wyjść z bloga i więcej nie wracać. I tu masz nade mną wyższość, Czytelniku. Ja ze swojego życia wyjść nie mogę, nawet jeśli czasem się tego zachciewa... To co mogę - to szukać w nim sensu, co niestrudzenie od lat czynię. Jeśliś gotów, zapraszam Cię do mojej głowy ;) ale pamiętaj - Twoje ryzyko...

Na początku było słowo, więc trzymajmy się tej tradycji i od słowa zacznijmy.
Słowo na dziś to starość. A starość to lęk przed nią, bardziej boje się starości niż śmierci. Umrzeć mogę choćby jutro, mówi się trudno. A na starość trzeba poczekać jak na imprezę, na którą ma się zaproszenie - nieładnie odmawiać, ale iść nie ma chęci.