niedziela, 26 września 2010

z J. dialog drugi - nad herbatą...

tak... spotkanie stóp i łydek..
gdy reszta świata jeszcze nad powierzchnią stołu rozmawia o czymś istotnym
a tu... niżej... zaczyna się ciepła gra... o panowanie

ach, te stopy, co wspinają się
po ciepłych ścianach nóg...


a nad stołem spuszczone rzęsy
raz po raz podnoszone
niby przypadkiem

i palce...
które
niby przypadkiem sięgają
po ten sam talerzyk
czy ciastko...

i cofają przestraszone
w lęku przed zdradą
nie... to nie lęk...
to nadmiar elektryczności...
która strzela iskierkami
i razi palce gdy suną za blisko siebie...
to ta ostrożność...
ale i zabawny lęk przed wyładowaniem...


i język
co z tych palców
delikatnie ściąga
plamkę czekolady -
zastępczej słodyczy
i wargi co zjadają okruszki...
i policzki, które ocierają się o wnętrze dłoni...

usta, które układają się
w ten specyficzny sposób
niby jeszcze mówią
a już trochę całują
powietrze

i uszy... które słyszą te szelesty skóry
a oczekują na więcej...
które czekają w niecierpliwej kolejce
a wiedzą, że chwila jeszcze nie nadeszła


i cienie wieczoru
co nagle zaczyna panować nad światem
i ciche mruczenie czajnika...
co chciałby jeszcze wody

i dylemat wstawania
od stołu
bo trzeba by stopy porzucić
i te mile do kuchenki odmierzyć
i czajnik napełnić
i czekać
aż wrzeć zacznie...
i dylemat powrotu do stołu
gdy nie wiadomo co ma być
znane a co ma się zacząć znów przypadkiem
niby przypadkiem...
stopy odnajdują się niemal natychmiast...
a Ty z kuchni wracasz bez bielizny...
czuję Twoje ciepło...


wypieki
na twarzy i szyi
udaję, że to od herbaty
tak płonę...
i odpinasz guzik...
koszuli
by piersi dostały powiew świeżego powietrza...
ciepło miłą falą płynie od czubka głowy
do paluszków stóp...
i z powrotem...


wachluję się dłonią
odgarniając włosy
delikatnie dmucham
chłodząc twarz
a wszystko to
przynosi
jeszcze większe ciepło
gdy kątem oka
łapię Twój wzrok
tak... patrzę jak się Twoje piersi unoszą...
ich delikatne owale toczą się prawie po stole...
palce muskają granicę ubrania... i lekko ją przesuwają
dalej i dalej
ale milimetrowymi skokami...

i już chciałyby drugich palców
by przesuwanie przyspieszyć
by szybciej odchylał się brzeg koszuli
by tę granicę
wzrok i dotyk
przekroczył

pozwól mi ochłodzić te piersi
chciałbym powiedzieć ale...
herbata...
czai się jeszcze w filiżankach...

we wrzącym powietrzu
w parze nad napojem
w dzwonieniu łyżeczki
w stukaniu spodeczka
słyszę i czuję
wszystkie niewypowiedziane szepty
wdychane w filiżankę
zamiast wprost do ucha...

i nagle powietrze się tak zagęszcza, że musimy oddychać jednym oddechem
czerpanym nawzajem z ust
bo nie wiemy jak nagle
przekroczyliśmy wszelkie granice
że i nagle usta zatopiły się w sobie z wzajemnością
i dłonie delikatnie odpinają guziki ubrania...

pękają nie bronione granice

ciało aż śpiewa z radości...

tańczysz
pod moim cichym dotykiem
i krzyczysz...
że tak...
że już...
że wreszcie...

i tańczymy..
w połowie ubrani
w pełni szczęśliwi...
nadzy... otwarci... zadowoleni...

nadstawiasz ucha na szepty...
dostajesz dużą porcję

nastawiasz pierś
dostajesz wiele...

dłonie rozpuszczasz po mnie
po sobie
po wspólnym
biegają jak oszalałe
wymieniając uśmiechy!

kara... ;)

Zrugał mnie wczoraj kolega DziKoń, że bloga zapuściłam... Wprawdzie owo zapuszczenie odpokutowałam ostatnio dwoma świeżymi postami, ale i tak się winna czuję, więc postanowiłam sobie sama karę zadać i napisać sto razy "Nie będę zaniedbywać mojego bloga", :P co niniejszym czynię... uwaga...
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga
Nie będę zaniedbywać mojego bloga

A jeśli nadal będę zaniedbywać niniejszego bloga, zobowiązuję Wyżej Wymienionego i pozostałych nielicznych Czytaczy do kopnięcia mnie w tyłek i zmuszenia napisania tego samego ręcznie - wtedy na pewno mi się odechce lenistwa :PP

niedziela, 12 września 2010

dialogi z J.

pogoda dla wędrowca

dwie, trzy i więcej wędrówek po jednym ciele?
ciężka próba rozkoszy dla mapy...

ale jakże potrzebna... tylko mapa dokładnie odmierzona
palcami daje prawdziwy obraz wrażliwości...
i zaokrągleń...
palce... wędrują wzdłuż Twoich ramion...
skąd ta elektryczność??


może nadchodzi burza
wędrowiec powinien być gotowy
na każdą pogodę...

liczę na wszelkie anomalie pogodowe...

a jeśli spadnie śnieg
i skóra stanie się biała
i zimna?

a jeśli będziesz biała i śniegiem przyprószona to ja
odgarnę ten śnieg ciepłym oddechem...
i ogrzeję skórę dotykiem lekkim
ożywi się... ciało... obudzi... poruszy...
i krew zacznie krążyć jak nigdy dotąd
po nieznanych ścieżkach mocy


a jeśli przyjdzie susza
i spęka wargi
i odessie soki ze skóry
i z wnętrza?

to ja będę wściekłą burzą
i rozbiję wszelkie tamy...
wedrę się na suchy ląd i regularnym falowaniem
zaleję całą pustynię skóry
nie ostanie się nawet najmniejsza sucha wyspa skóry
w zalewie czułości....


a jeśli poszarzeję jesiennie
smutkiem i melancholią
kreśląc cienie pod oczami
i ciągle będzie padać
z tych oczu
i mokro będzie wszędzie
i mglisto?

wówczas przyniosę astry
kwiaty jesieni
które wilgocią oczy nakarmisz
a ja z liści wielobarwnych
przygotuję posłanie dla miłości..
uśmiechnie się jesień


a jeśli zerwie się wicher
podnosząc w górę wszystko
wciskając w oczy piach i liście
jeśli będzie chciał rwać z korzeniami
ręce
stopy
i włosy?

och... wstanę...
i jednym gestem uciszę ten wiatr niepokoju...
przetrę oczy pocałunkiem
i lampę zapalę słonecznika...
nad pestkami skubiąc
opowiemy sobie
różne historie
a potem zaśniemy spokojni
przytuleni


a kiedy zaświeci słońce
złocąc na trawie krople rosy
i ciepły powiew spłynie
z góry

odpoczniesz
po długiej i znojnej wędrówce
wtuliwszy się w moje włosy
śpiącej na polanie

przytuleni do siebie
będziemy mrużyć oczy
przed łaskoczącym promieniem...
odwal się słoneczko... powiesz...
jeszcze śpimy
szczęśliwi oboje...

sobota, 11 września 2010

dzielenie słowami

naga dla J.

rozpięte guziki codzienności
błyskawiczny zamek porannej kawy w kuchni
rajstopy miejskiego autobusu
zsunięte z nóg
pantofle biurowej wykładziny rozrzucone na boki
monitory okularów
biżuteria z kluczy od mieszkania

już prawie wszystko zdjęte
rękawiczki zakupów
i płaszcz kolejki na poczcie
jeszcze ostatnie haftki kolacji przy staniku
dwa...trzy ruchy
by stanąć naga
rozebrana z dnia
gotowa do przymiarki nocy